środa, 16 maja 2012

Ostatnio


bardzo świadomie chcę zostawić polityke gdzieś z boku. Zerkać na nią najwyżej jednym okiem. Dzieje się tak już od jakiegoś czasu, jednak to co działo się w ostatnich tygodniach przechodzi ludzkie pojęcie. Słuchając politycznych debat , przyglądając się temu festiwalowi chamstwa doszedłem do wniosku , że samo śledzenie wpływa na mnie destrukcyjnie . Po co mi to? Nie chcę więc "byc na bieżąco", zostawiam z boku ten sztuczny świat (tacy ludzie nie chodzą po ulicach - normalnie nie pluje się na siebie i nie wyzywa od Hitlerów ). Zgadzam się z Kasią Kolendą-Zalewską , która wczoraj pisała:

"W dyskusji o emeryturach do głosu doszły wyłącznie potężne emocje, padały kolejne granice tego, co wolno, a czego nie wolno powiedzieć w debacie publicznej. Jeśli już przywołujemy Hitlera do nazwania politycznych konkurentów, to co może być dalej. Jeśli już słowo "zdrajca" uległo dewaluacji, to do jakiego katalogu inwektyw teraz trzeba będzie sięgać. Jeśli nie ma nawet szacunku dla zmarłego prezydenta Rzeczypospolitej - chamskie wołania zadzwoń do brata albo wypowiedź lidera Ruchu Palikota o posyłaniu na śmierć - to zasadne jest pytanie, w jakim punkcie dzisiaj jesteśmy i dokąd zmierzamy. Za chwilę wyczerpie się zasób epitetów, które do tej pory uznawaliśmy za obraźliwe."

Jasne - to jest pewien teatr , takie "pokazywanie" - im głośniej tym lepiej. Dziś jeśli coś nie budzi emocji pozostaje niezauważone. Jednak sposoby na promowanie się w polityce i  na bycie usłyszanym przez media dawno już przekraczyły granice dobrego smaku i przyzwoitości. WIdać to na przykład w historii o Niesiołowskim i Ewie Sankiewicz (jedno warte drugiego) gdzie wobec natręctwa i wrednego prowokowania odpowada się grubiaństwem i agresją co oczywscie zostało pięknie pokazane i wykorzystane. Tomasz Lis, by zwiększyć ogladanosc zaprasza w pierwszym rzędzie "bulterierów" , którzy zazwyczaj nie mówią ani mądrze, ani merytorycznie, ale agresywnie i napastliwie...a zdają się postrzegać swoją podstawową powinność skakanie sobie do gardeł. Zresztą: mam wrażenie, że kto chce istnieć w polityce musi się takim bulterierem stać.   Gdy człowiek słucha tych pozal się boże debat, to mimowolnie przesiąka tą atmosferą, uczy się tych wyszukanych słówek, zatraca dystans.

Świadomie i dobrowolnie zostawiam więc politykę. Oczywiście pozostaję przy swoich poglądach i sympatiach tudzież antypatiach politycznych, jednak z podążaniem za biezacymi wydarzeniami daję sobie spokój. Są naprawde ciekawsze rzeczy , którymi się można zająć. Być może z rzadka jakiś polityczny temat poruszę, ale generalnie dla myśli paradoksalnych poszukam jakiejś nowej formuły...







3 komentarze:

  1. Nie wiem co gorsze - pustka na blogu czy taki nastrój zniechęcenia? Może jedno i drugie z siebie wynikają? Jedno jest pewne, co jakiś czas tu zaglądam i nie ma co czytać - ten co tam poszedł, u góry to zamiast torebki ten plecaczek zabrał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się Kneziu! Będzie inaczej.Żadne tam zniechęcenie. Jeśli chodzi o politykę, może czasem jakieś metaspojrzenie... Ten Hitler rozłożył mnie na łopatki i na tych łopatkach przemyślałem sobie pewne sprawy. I uznałem,że są ciekawsze rzeczy w życiu, na które można tracić czas ;)

      Ale "jakby co, to w razie czego"- jak mawiał pewien warszawski handlowiec

      Usuń
  2. "Bycie na bieżąco" nie zawsze wychodzi na zdrowie, i na zdrowy rozsądek też.

    OdpowiedzUsuń