niedziela, 31 października 2010

o ramach, barierach i szacunku

Tak sobie zerkam na blogosferę od lewa do prawa i na prasę – od tej tej najbardziej radykalnej do tej wyważonej i statecznej , bo jako człowiek z natury ciekawy i chcący wiedzieć, lubię wyrabiać sobie pogląd na cokolwiek poznając różne punkty widzenia – i mam kilka spostrzeżeń, którymi dzisiaj chciałbym się podzielić – zwłaszcza w kontekście wzajemnego komunikowania się i patrzenia na siebie nawzajem:

wchodzimy w ramy – umieszczamy się w ramach własnych, światopoglądów , przekonań i wyznawanych prawd... To jest "oczywista oczywistość" – cytując klasyka... Biorą się te ramy skądś – są wypadkową środowiska , w którym przyszło nam żyć, spotkań, rozmów, doświadczeń, obserwacji i wielu, wielu innych czynników... To dobrze że są. One nas jakoś określają i umiejscawiają. Dzięki nim jesteśmy identyfikowalni. To jest to co nazywamy tożsamoscią.... Same w sobie są neutralne – trudno pokazać lepsze lub gorsze , bardziej lub mniej właściwe – bo taka ocena zależy właśnie od ram w jakich człowiek się znajduje.

ale

do tych ram – w sobie i w innych - można podchodzić bardzo różnie. I właśnie na tych podejściach chciałbym się skupić - bo od podejścia zależy czy ramy w których jesteśmy stają się dobrodziejstwem czy problemem , błogosławieństwem czy przekleństwem....

Widzę więc najpierw tych , którzy zamykaja się w swoich ramach – wtedy to kim jestem i to co myślę oddziela mnie od innych – i paradoksalnie, w imię mojego poczucia godnosci własnej wartosci powstaje mur, twierdza zbudowana z przekonań i poglądów.. A z za muru , to tylko strzelać...

To zamknięcie pociąga więc ze sobą niechęć, wrogość, brak szacunku a ostatecznie nienawiść. Wtedy inny staje się wrogiem. To niesie ze sobą łatwe podziały na swoich i obcych, prawdziwych i nieprawdziwych, lepszych i gorszych . Pojawia się pokusa łatwych klasyfikacji, przyporządkowań i wreszcie : segregacji. Wędrując po szerokich przestrzeniach netu wciąż doświadczam takiego podejścia i nie przynależy ono tylko do jedej opcji politycznej czy światopoglądowej. Byłem już i lemingiem i oszołomem, zatwardziałym konserwatystą i przebrzydłym liberałem, katolem, różową hieną i chodzącą patologią, heretykiem, radykałem... ba... nawet okultystą (!). I spotykając się z takim podejściem widzę zazwyczaj mur a nie widzę furtki. Choć za tą furtką może być świat godny zainteresowania...nie sposób go jednak poznać .

Drugie podejście – chyba rzadsze - niesie w sobie rys otwarcia – ramy pozostają ramami ,fundamentalne wartości pozostają nienaruszone, jednak postawa jest inna - jest zaproszeniem do podróży i odkrywania świata w tych ramach ukrytego... Czasem bywają w tym świecie bariery – nawet te nieprzekraczalne, ale nie ma oblężonych twierdz. Spotkanie z tym co inne, odmienne nie łączy się tu z nienawiścią czy niechęcią, raczej z ciekawością – to może zaowocować rozwojem , zmianą oraz tym, że ostatecznie ramy się zmienią, poszerzą.Wszak z innosci mozna czerpać a nawet się nią zachwycać.

Nie jest to świat atakowania czy obrony, raczej dialogu, rozmowy i wyjaśniania sensów.

Trochę w myśl tego , co pisał Eckman w swojej Desideracie : O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie, bądź na dobrej stopie ze wszystkimi. Bo nie chodzi o żadną miękkość ani uległość – jak mogłoby się wydawać w pierwszym momencie.Raczej umiejętność po pierwsze - zrozumienia "innego", po drugie – wyrażenia siebie, po trzecie wreszcie – spotkania.

Języki tych dwóch postaw również się różnią - w pierwszej jest dużo wojny, walki, konfliktu, obrony, w drugim więcej pokoju i obserwowania, w pierwszej są wykrzykniki, w drugiej przecinki i znaki zapytania, w pierwszej się oświadcza i obwieszcza, w drugiej pyta, słucha i odpowiada, i na końcu - w pierwszej raczej nadaje , w drugiej odbiera.

Bliżej mi do drugiego podejscia . Wciąż się go uczę, bo chyba jest trudniejsze. I widać jego brak. Nieco patetycznie powiem, że takiego podejścia trzeba dzisiejszemu światu.

I jakoś bliżej jest mi do tych, którzy - choć różni ode mnie – są otwarci na spotkanie, niż do tych, którzy są podobni, ale uważają, że świat ukryty w ich ramach jest tym jedynym , prawdziwym i nie uszanują żadnego innego.

Zakończę cytatem z Modlitwy Pana Cogito – podróżnika - Zbigniewa Herberta:

"żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne cierpienia a nade wszystko żebym był pokorny"


wtorek, 26 października 2010

Jeszcze o "deklaracji łodzkiej"

dlatego, że temat wciaż aktualny, a media pokazują dziś smutnego Mariusza Błaszczaka, który boleje nad tym, że rzeczoną deklarację podpisał jedynie Jarosław Kaczyński....

Otóż, żeby osiągnąć jakiś konsensus i porozumienie to trzeba się troszeczkę natrudzić... Ni ma lekko... tu potrzebna jest jakaś forma negocjacji, jakaś konkretna droga dochodzenia do porozumienia... A negocjacje polegają na rozmowach stron konfliktu w obopólnym interesie..

Te rozmowy nie zawsze są miłe... ale po pierwsze trzeba się spotkać... po drugie okeślić cel... po trzecie zacząć rozmawiać... Negocjowanie ma w sobie element rywalizacji i kooperacji... Z jednej strony jest świadomość konkurencji i realizacji własnych interesów, dlatego obie strony konfliktu starają się osiągnąć wynik jak najlepszy dla siebie - z drugiej jednak strony szuka się porozumienia – aby je osiągnąć siada się , określa stanowiska i zaczyna rozmawiać... - Jeśli strony konfliktu wyrażają dobrą wolę - dochodzi do porozumienia. Znajdują arystotelesowski "złoty środek" i zapisują protokół uzgodnień, do którego można się odwoływać. To jest swego rodzaju ABC , czy w polityce czy w biznesie czy w jakimkolwiek kontekście międzyludzkiej komunikacji, gdzie w grę wchodzi realizacja odmiennych interesów.

Poza tym w osiąganiu porozumienia to jest tak, że "silniejsza strona zawsze siedzi". Każdy zna swoje miejsce. A jeśli ktoś wobec istnienia konfliktu sam pisze deklarację (mniejsza w tym momencie o tekst) i stawia ultimatum- "jeśli nie podpiszecie to nie będę rozmawiał..." już na wstępie stawia siebie w roli podskakującego kogucika, który nie zasłuuje na poważne traktowanie... Jest po prostu śmieszny - zwłaszcza, że zwraca się m.in. do prezydenta, premiera i marszałka sejmu – było nie było – najważniejszych osób w państwie.

Tyle na temat...


sobota, 23 października 2010

Zacznijcie chociaż rozmawiać....

Obserwując to co się dzieje na froncie wojny polsko-polskiej można powiedzieć – śmiszno i straszno. W myśl wszelich teorii komunikacji na porozumienie nie ma żadnych widoków. Mamy do czynieni z patologią. Dominuje obwinianie i krytyka. Dobra wola? Zapomnijmy....

Analizując setki wzajemnych oskarżeń i na chybcika tworzonych teorii : kto i dlaczego doprowadził do morderstwa łódzkiego działacza PiS , doprawdy trudno znaleźć w naszym kraju kogoś , kto w jakimś kontekście nie załapałby się na bycie winnym śmierci tego nieszczęśnika...

Trwa festiwal wzajemnych oskarżeń, wszyscy wiedzą kto kogo i za co powinien przeprosić i nikt się do takich przeprosin nie kwapi. Bo punk widzenia zależy oczywiście od punktu siedzenia. A jeśli już są jakieś gesty to nieszczere cyniczne i na odległośc. A gdy śledzi się polityczne spory coraz bardziej kojarzą mi się dzieci z piaskownicy.

Kaczyńskiemu nie po myśli byłoby pojednanie po pierwsze dlatego, że on chyba nie potrafi. Lata cynicznych gierek zdeprawowały go do głębi. Ma mentalność starej zgryźliwej ciotki u której "nie ma przebacz",urazę potrafi trzymać do grobowej deski a przy każdej nadarzającej się okazji wylewa żółć i sączy jad. Śmierć członka własnej partii z rąk szaleńca jest po temu okazją znakomitą. Poza tym uwielbia być głównym rozgrywającym i trzymać wszystkich w szachu... Pewnie te komentarze mówiące , że "wszystko w rękach Jarosława Kaczyńskiego"- to miód na jego serce.. W to mu graj... Tak było przy sprawie krzyża pod prezydenckim pałacem, tak jest i teraz. Wyobrażam sobie, że w myśl wizji prowadzenia polityki polegającej na nieustannej konfrontacji i szukaniu wroga - pojednanie zupełnie się nie opłaca. A to , że inni zabiegają i nadskakują? To dobrze.

Komorowski natomiast robi co może, aby być arbitrem i zachować pozory neutralności ale nie bardzo mu to wychodzi. Jego eksperymentalne "przepraszam" aż wieje nieszczerością i neutralizuje gesty dobrej woli . Spotkania z poszczególnymi liderami partii i klubów sprawiały wrażenie konkretnych działań. Ostatecznie jednak wszystko wróciło do punktu wyjścia. Główne strony sporu zdają się mówić "dogadajmy się ale na naszych warunkach".


Zmiany nie będzie. To widać gołym okiem . Stosowane są bowiem najbardziej nieskuteczne strategie wpływania na zmianę : po pierwsze groźby (rób co ci każę bo jak nie to...) , po drugie poniżanie (dawanie do zrozumienia że z drugą stroną coś jest nie wporządku, jest z jakichś powodów godna pogardy, a poza tym to są skończone głupki) i po trzecie dąsy (dawanie do zrozumienia, że jeśli druga strona nie zrobi "po mojemu" nie będzie żadnego porozumienia) - to wszystko ma służyć przekazaniu drugiej stronie jednoznacznego komunikatu , że jest zła i się myli. Nie ma nic wspólnego z porozumieniem.

A już najbardziej żałosne jest wtedy, kiedy doczepia się do tego wartości wyższe i cały spór prowadzi na wysokim tonie. Nienawiść w imię wartosci wyższych...? Skad my to znamy?

Wojna polsko polska będzie trwała sobie w najlepsze. Normą jest wzajemna niechęć i nienawiść. Czasami bedzie jakaś eskalacja przy okazji tragedii, którą przeciaż można sobie wziąć i wykorzystać dla swoich celów. Parę prostych generalizacji, dwie, trzy teorie o spisku, dziesięć oskarżeń i życie toczy się dalej... Do czasu, panowie, do czasu... Granie na emocjach nie doprowadzi do niczego dobrego... ale wy się nie jesteście w stanie opamiętać wykorzystując dla swoich pokrętnych celów każdą tragedię .... nic nie jest w stanie na was wpłynąć...

Zróbcie więc coś dla Polski, która podobno jest najważniejsza, a już na was patrzeć nie może – nie musicie od razu podawać sobie ręki, ale chociaż zacznijcie rozmawiać.


sobota, 16 października 2010

"Jesteśmy republikanami" – dowcip roku

Gdyby coś miało zabrzmieć wiarygodnie na konwencji PiSu to raczej : "Jesteśmy kameleonami". Wszak dopiero co byli "po trosze lewicą". Poza tym dopiero "kończyli wojnę polsko-polską" mówiąc o "przyjaciołach rosjanach" , a z miesiąca na miesiąc rozpętali ją na nowo i to w rozmiarach jakich Polska dawno nie widziała , hołdując anachronicznej doktrynie dwóch wrogów, z hasłem rzekomego kondominium rosyjsko-niemieckiego.... Tempo tych zmian w wizerunku i poglądach jest zaskakujące i doprawdy trudno za nimi nadążyć - a cel wydaje mi się być tylko jeden – dorwać do władzy... Dzisiejsza wypowiedź Kaczyńskiego na konwencji PiS :'jesteśmy zwolennikami polityki czynnej" przyprawia o dreszcz na plecach... bo z "polityką czynną" w wersji PiS mieliśmy już do czynienia. I nie daj Boże do niej wracać....

a wracając do "jesteśmy republikanami": - nowe hasełko które miałoby być chwytliwe... myślę że stoi za nim nowy/stary nabytek w pisie – Kazimierz Michał Ujazdowski, który zawsze miał republikańskie konotacje, a dziś jest kolejnym zderzakiem wykorzystywanym przez Kaczyńskiego do poprawy wizerunku partii .

"Republikanie"... hm... powiem tyle – do pięt nie dorastacie partiom republikańskim! Na razie wychodzicie na bandę awanturników , wywrotowców i politycznych szkodników, a do cywilizowanej prawicy macie daleko jak stąd na księżyc.


Taki na przykład republikanin John McCain po przegranych z Barrackiem Obamą wyborach prezydenckich nie mówił o swoim rywalu ani że "został wybrany przez pomyłkę" ani też nie zwoływał wieców swoich zwoleników pod hasłem "tu jest Ameryka!" tylko sięgnął po słuchawkę, zadzwonił do rywala gratulując mu zwycięstwa "w kraju który obaj kochamy". Mało tego – zwrócił się do swoich zwolenników : "Proszę wszystkich Amerykanów, którzy mnie wspierali, aby zaoferowali nowemu prezydentowi wsparcie w wyzwaniach, które przed nim stoją ". Przykład politycznej klasy dał również odchodzący prezydent John Bush który mówił Obamie : "To cudowna noc dla pana, pana rodziny i zwolenników. Laura i ja gratulujemy panu i pańskiej małżonce. Właśnie rozpoczyna pan jedną z najwspanialszych podróży swojego życia. Gratuluję i życzę powodzenia ". Doprawdy nie wyobrażam sobie Kaczyńskiego z taką klasą.

Daleko wam więc do republikanów, ale patrzycie w dobrym kierunku, bo można się od nich dużo nauczyć – ba... modelować! Zwłaszcza jeżeli chodzi o polityczną klasę. Co serdecznie polecam! W kwestiach programowych to musicie sobie usiąść i pogadać , zrobić debatę– kim my tak naprawdę jesteśmy ?Bo mam wrazenie , że "naród Polski" jest z lekka skołowany... Jakoś coraz mniej was popiera, stąd nawet przyjmując że w pewnym stopniu przymujecie republikańską optykę to mówienie, że "Polacy są republikanami" przy poparciu 23% jest delikatnie mówiąc – na wyrost! Manipulacja, pewnie mająca znaczyć "wszyscy myślą tak jak my" i odnosząca się do sławetnego "tu jest Polska"... Hm... nie myślą! I nie jest!


Przed wami więc długa droga - na razie między republikanami a wami jest różnica jak , nie przymierzając – między krzesłem a krzesłem elektrycznym... Nie wiem czy wam się uda... osobiście myślę, że nowoczesna prawica powstanie dopiero na waszych zgliszczach.


niedziela, 10 października 2010

można normalnie...

śledziłem dziś relację z pielgrzymki rodzin ofiar katastrofy do Smoleńska.
Byłem autentycznie przejęty tym co się tam działo.

I taka tylko jedna refleksja mnie naszła: można normalnie... z szacunkiem do siebie nawzajem i do tych którzy zginęli , można bez szczucia i ujadania , domysłów, oskarżeń i spektakli nienawiści, bez gierek i politycznych podtekstów...

Jestem w jakiś sposób zbudowany tym co się tam działo i jak się działo...

choć gdzieś tam w głębokim domyśle wiem, że to uczucie pryśnie jak bańka mydlana w momencie kiedy pojawią się zjadliwe komentarze...
może jutro? może pojutrze? i wszystko wróci do "normy"...

jak bardzo bym chciał się pozytywnie zaskoczyć, że będzie inaczej....


piątek, 8 października 2010

wspominki okołopodsłuchowe

Jak "obcy" to inwigilować, podsłuchiwać, nagrywać, i szukać haków... jak "swój" to upokorzyć , "przeczołgać", ustawić na baczność. Aaaa! I wszyscy muszą mieć teczki! Przecież każdy musi coś mieć za uszami. I nigdy nie wiadomo co i kiedy może się przydać.

Demokracja ? Jako środek do celu owszem... ciemny lud musi kupić parę bajeczek byle oddał swoje głosy , a dalej możemy już robić po swojemu, oczywiście w majestacie prawa...i jak już wszystko będzie od nas zależało to my już sobie w tym kraju wszystko dobrze poukładamy. W imię prawa – oczywiście... A sprawiedliwość? Jak mawiał Pawlak w kultowej komedii "Sąd sądem a sprawiedliwość musi być po naszej stronie". Zresztą sąd też jest nasz. A jak ktoś byłby przeciw nam albo za dużo wie to należy sprawdzić – kto i dlaczego? I jakie ma motywy? Nie ma paragrafu? Poszukać! Bo musimy mieć wszystko pod kontrolą. I niech no ktoś nie uszanuje naszego autorytetu! Niech spróbuje podważyć niepodważalne, zaprzeczyć niezaprzeczalnemu! Zrobimy co trzeba , żeby było dobrze... Zdymisjonujemy, odsuniemy, zawiesimy... ujawnimy publicznie. W ostateczności poślemy nasze służby i zrobimy pokazową akcję... z udziałem mediów, naszych mediów.

Wspomnienia? Nie wspomnienia? Pamiętać trzeba. I mieć oczy szeroko otwarte....




poniedziałek, 4 października 2010

"O rety nasze stołki!"

O tym że nie uważam, żeby akcja Palikota i jego Ruchu Poparcia była jakimś powiewem świeżości już pisałem... Zdania nie zmieniam i postrzegam postulaty Palikota jako odgrzewanie starego kotleta podanego w nieco innej oprawie – o kompilacji programu Platformy i SLD mówi zresztą wielu komentatorów – aczkolwiek...

jeśli szukać jakiegoś powiewu świeżości, to widzę go w reakcjach starych politycznych wyjadaczy. Bo oto wszyscy w pierwszym zdaniu twierdzą, że nie ma się czego bać, że Palikot wcale nie jest groźny i że żadnego zamieszania w polskiej polityce nie bedzie, w kilku następnych jednak widzimy festiwal grzeczności wobec Palikota ... najgrzeczniejsza jest partia macierzysta z Donaldem Tuskiem na czele... Poza tym do przekazu werbalnego dochodzi przekaz niewerbalny a oczy mówią jednak zupełnie co innego niż słowa. Widać wyraźny niepokój... I niepokoją się wszyscy gracze. Platforma boi się o te kilka procent wyborców, których głosy mogą pójść za Palikotem... i zapewne zaraz zacznie prędziutko realizować te punkty swojego programu, które raczył wkomponować w swoje postulaty Palikot... Bardzo podobnie pewnie zachowa się lewica – z natury antyklerykalna, która z obawy o wyborców włączy pewnie teraz agresję i będzie bardziej "wyrazista"... PiS patrzy uważnie i choć do Palikota mu daleko może się bardzo obawiać zwrotu na prawo swojego głównego oponenta – wszak Gowin zostaje i ma się w Platformie całkiem dobrze, a i Rostowski zaczyna mówić bardzo wyraźnie i Niesiołowski.... Konkurent może wiec z lekka wchodzić na Pisowe poletko, co może niepokoić zważając na kiepski PR i spadające ostatnio poparcie.... stąd już na szybko odpowiedni "specjalisci" od spiskowych teorii stworzyli motyw spisku Tuska z Palikotem... Jest jeszcze PSL, którego członkowie z uśmiechem nr 5 mówią "nas to nie dotyczy!","to nie my, to oni powinni się bać!", podświadomie drżąc o utratę ciepłych koalicyjnych posadek wobec – było, nie było – bardzo ciepłych i niemal serdecznych wypowiedzi członków Platformy o swoim "prawie byłym" koledze... - vide: Kidawa- Błońska czy wiceszef struktur lubelskich.

Wszyscy mają się więc na baczności, każdy podejmie jakieś działanie, mamy więc do czynienia z ożywieniem i – niech będzie! - świeżością... moze nie "wewnętrzną" ale "zewnętrzną"... Zresztą niektórzy mówią że ta wojna z dopalaczami to też reakcja na Palikota...Ot i kolejny pozytywny efekt! Mniejsza o intencje...

A sam Palikot?? Też jest bardzo niespokojny, co raczyła zauważyć stara wyjadaczka Monika Olejnik w swoim programie, patrząc mu głęboko w oczy.... Bo jak budować coś z kimś o kim jeszcze trzy dni temu nie wiedziało się czy w ogóle bedzie?? Nie sychać o tym kto go będzie wspierał, na kim konkretnie te całe struktury będzie budował? Mamy więc wielki balon napompowany dobrymi chęciami. Moim zdaniem to powietrze zajdzie prędziutko, osobiście nie wierzę że Palikot wprowadzi swoją Nowoczesną Polskę do Sejmu... I może to nie będzie to o co chodziło autorowi całego zamieszania jakiś wymierny efekt jednak pewnie zostanie.


sobota, 2 października 2010

"Nowoczesny"

to jest Waldemar Pawlak. Podobno pierwszy ma wszystkie najnowsze elektroniczne gadżety i nieźle się porusza w necie. A Janusz Palikot ?...

jest "specyficzny", przyjmuje pozę... robi "gębę"... nie wiem natomiast czy to co robi i mówi ma cokolwiek wspólnego z nowoczesnoscią? To bardziej taki domorosły filozof ze społecznym zacięciem... mówi sobie co mu się nie podoba i jak mu się wydaje, że być powinno...Na pewno intryguje i zastanawia, ale moim skromnym zdaniem niewiele zdziała...

Obserwuję kongres Ruchu Poparcia jego osoby, który zorganizował - postulaty zasadne mieszają się z zupełnie niepoważnymi, żeby nie powiedzieć bzdurnymi... Patrzę na ludzi zaproszonych - Wojewódzki, Kalisz, Środa i Kutz, Kora i Sipowicz, do kompletu Irek Bieleninik i Piotr Misztal... i Palikot na czele... i słucham tego co mówi: "wychodzę – nie wychodzę, "wyjdę ale 6-go grudnia" , "okupowanie przez Kościół" "darmowa antykoncepcja" "kadencyjność funkcji politycznych" do tego in vitro, aborcja i edukacja seksualna i jeszcze związki partnerskie, i "brzuchaci biskupi" na państwowych uroczystościach ... no i jeszcze "państwo polskie nie istnieje" - z tego "programu" wychodzi jakiś taki polityczny bigos, który suma sumarum okazuje się bardzo ciężkostrawny... (przynajmniej dla mnie) ... nie wiem czy to są największe problemy w naszym kraju? I czy "nowoczesna Polska" to tylko określony światopogląd, czy może jednak coś więcej? jakoś tak myślę ze facet marnuje swoją sznsę... bedzie kimś na miarę Piotra Ikonowicza tylko na innej stronie polskiej polityki.

Szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś innego. Wydaje mi się, że ten statek wpłynął na mieliznę zanim na dobre wystartował...

Bo mozna zbudować partię na prostym antyklerykaliźmie, podobnie jak zbudowano już w naszym kraju partię, której spoiwem był pozytywny stosunek do piwa... ale polska demokracja już dojrzała i nie wróżę ruchowi Palikota wielkich sukcesów....Jesli chodzi o poparcie społeczne zagospodaruje pewnie niszę którą wypełniają czytelnicy "Faktów i Mitów", "Nie" Urbana, troszkę młodych lewicowców, odjechanych liberałów i wszystkich tych którzy uważają, że jedynym i największym problemem RP jest Kościół Katolicki ...nic poza tym...czy uzbiera się na wejście do palamentu ? chyba nie...

Palikot nadaje się do roli intrygującego prowokatora w wachlarzu polityków dużej partii – przy swoim talencie do mediów ma tu odpowiednią siłę rażenia. Jednak jako przywódca społecznego ruchu, a następnie parii ? Pudło. Tak luźno w tym kontekście przychodzi mi na myśl Manuela Gretkowska, której sławetna Partia Kobiet miała podobno zatrząsnąć polską polityką, a dziś jest zupełnym marginesem.

Czy mam rację w ocenie Palikota i jego Ruchu? Czas pokaże....